Obecnie, gdy zagrożenie ze strony różnej maści sekt stale wzrasta, nie jest niczym dziwnym, iż od czasu do czasu słychać pełne zaniepokojenia głosy ostrzegające przed wszelkimi dalekowschodnimi sztukami walki i technikami medytacyjnymi. Jako wierzący i praktykujący 'dominikanin z ducha', autor czuje się zobowiązany do zajęcia stanowiska w tej sprawie. Jest to tym istotniejsze, iż ostatnio daje się zauważyć wzrost ilości, wygłaszanych z typową dla indolencji pewnością siebie wypowiedzi, od których każdego przytomnego słuchacza mogą rozboleć zęby...

Wydaje się, że należy postawić trzy pytania:

1. Czy Tai Chi jest jakąś praktyką religijną?
2. Czy Tai Chi to sekta lub coś podobnego?
3. Czy chrześcijanin może uprawiać Tai Chi?

Na pierwsze odpowiadam:

Tai Chi jest w swych założeniach teoretycznych taoistyczne z samej swojej istoty. Co to znaczy? Skąd się wziął 'duch' taoizmu w Tai Chi? Wiadomo, z taoistycznej idei filozoficznej (nie religijnej, ta jest młodsza) wzięto teorię Yin-Yang jako naczelne prawo natury, zasadę rządzącą przyrodą. Należy podkreślić, iż zasada ta, podobnie jak prawo grawitacji, dotyczy tego, doczesnego świata. Nie ma to nic wspólnego z ideą dobra i zła itp. Zło jest brakiem dobra, a nie jego uzupełniającym przeciwieństwem.

Czy idea Tao może być akceptowalna dla chrześcijanina? W myśl tej idei przez życie należy iść zgodnie z naturalnym biegiem rzeczy, bez sztuczności czy oporu. Ciekawe może być porównanie zasad Tao Te Ching ze słowami ojca Józefa M. Bocheńskiego OP o podporządkowaniu się Bogu: '...Rzecz jest w teorii dość łatwa i trzeba być bardzo ograniczonym etycznie, aby nie zrozumieć, że w tej nauce jest prawda. Ale trzeba teorie przeprowadzić w czyn i żyć w tym poddaniu się woli Bożej, nie buntowaniu się przeciw Jego wyrokom. Nie w tym znaczeniu, byśmy mieli biernie spoglądać na życie i nie starać się nim kierować ku lepszemu, ale w tym, że kiedy przyjdą nieodwołalne i jasne postanowienia Opatrzności, powiemy sobie prosto i bez ogródek, że choć nie rozumiemy ich znaczenia i celu, choć wymagają od nas ogromnych czasem rzeczy, chcemy je przyjąć z poddaniem. To zjednoczenie naszej woli z wolą Absolutu podnosi ją, zamiast poniżać, i czyni niezależną od małych rzeczy, nadaje szlachetność i moc nieporównaną.'

Zasada Wu-Wei (nie działania), przyjęta w Tai Chi, nie ma nic wspólnego z gnuśnością lenia siedzącego pod drzewem i czekającego, aż coś mu z nieba spadnie. Według tego założenia należy wstrzymać się od zbędnych i pochopnych działań.

Praktykujący Tai Chi Chuan dążą do, nieosiągalnej zresztą, harmonii ducha, umysłu i ciała. Da się zauważyć, że człowiek nieharmonijny wewnętrznie, nieuporządkowany, nie akceptujący siebie, nie akceptuje także innych, nie potrafi być z innymi 'w tej samej tonacji'. Czyż można praktykować miłość bliźniego nie akceptując go? Trzeba oczywiście mieć na uwadze, że akceptacja siebie to wgląd w dobre i złe strony naszego 'ja' i to wgląd aktywny, zmierzający do zrobienia czegoś ku polepszeniu sytuacji.

Wiele nieporozumień narosłych wokół problemów natury ogólnej wynika z użycia niewłaściwej metody rozumowania. Zasada względności Einsteina, jak się wydaje słuszna w opisywaniu zjawisk fizykalnych, została niegdyś prawem kaduka zastosowana do opisywania rzeczywistości innej niż fizyczna. Skutkiem był tak zwany relatywizm, nie wart wzmianki dla każdego kto stosuje elementarną logikę. Prawda nie może być przecież względna z samej definicji. Podobnie jest i z Tai Chi. Rozróżnienie między taoizmem filozoficznym a religijnym jest tu bardzo istotne. Określenie typu 'taoistyczne Tai Chi' to 'masło maślane', chyba że ktoś widzi jakowyś związek między Tai Chi Chuan a religijnym taoizmem. Autor nie spotkał się dotąd z czymś takim. Wyrażenie 'taoistyczne Tai Chi' może oznaczać bądź Tai Chi, które rozwinęło się w środowisku taoistycznym, bądź takie, które zakłada istnienie pewnych typowych dla taoizmu zasad czy idei. Działające w różnych krajach Stowarzyszenie Taoistycznego Tai Chi, założone w latach siedemdziesiątych przez taoistycznego mnicha Moy Lin Shin, jest w swym działaniu całkowicie odosobnione, zaś do końca nie wiadomo, czy określenie 'taoistyczne' ma tu znaczenie religijne, czy tylko reklamowe. Na tej zasadzie siatkówkę należałoby sklasyfikować jako chrześcijańską, ponieważ grywają w nią klerycy.

Jak już wspomniano w rozdziale pierwszym, Chi Kung można podzielić na cztery kategorie: Chi Kung Uczonych, Medyczny, Bojowy i Religijny. Tai Chi Chuan jest odmianą bojowego Chi Kung, uprawianą również dla zdrowia. Do tej pory autor nie zetknął się z 'religijnym Chi Kung', choćby dlatego, że trening ten do niedawna zastrzeżony był dla niewielu buddyjskich i taoistycznych mnichów. Głównym celem takiego treningu jest dążenie do oświecenia u taoistów lub osiągnięcia stanu Buddy u buddystów. Wiąże się to z wiarą w reinkarnację, czyli 'wędrówkę dusz'. Wierzenie to zakłada, że dusza jest rzeczą, czymś co może przechodzić z jednego ludzkiego ciała do drugiego. Można wierzyć w istnienie duszy po śmierci człowieka, bo nie ma w tym sprzeczności, natomiast pojęcie duszy przechodzącej z jednego ciała do drugiego jest sprzeczne, dusza bowiem jest treścią ciała, a nie 'substancją' jak u Kartezjusza. 'Człowiek nie jest połączeniem dwóch rzeczy, cielesnej i duchowej, ale jedną jedyną rzeczą posiadającą jakby różne strony...' (Bocheński). Warto tu wspomnieć, iż św. Tomasz z Akwinu przeczy stanowczo, jakoby dusza ludzka była 'substancją zupełną' tj. jakimś określonym kawałkiem czegoś i broni poglądu, że jest ona 'treścią (formą) ciała'.

O ile wiadomo autorowi, podczas treningu religijnego Chi Kung, dąży się do wzmacniania, poprzez wzmożony przepływ energii, Shen, czyli ducha człowieka. Tak się dzieje w ćwiczeniu zwanym 'Przemywanie Szpiku'. Problem, jak zwykle w takich wypadkach, polega na zdefiniowaniu pojęć. Otóż albo przez Shen rozumie się ducha w sensie, jakiego używamy mówiąc na przykład o kimś, że jest silnego ducha, albo słowo to oznacza duszę w rozumieniu teologii. W tym pierwszym przypadku znów chodzi raczej o ćwiczenia 'z tego świata'. Możliwość druga obarczona jest błędem polegającym na nie zrozumieniu tego, że dusza nie jest jakąś niewidzialną rzeczą, czymś co się odżywia i co można w jakiś fizyczny sposób wzmocnić. Dodać należy, że trening 'religijnego Chi Kung' nie ma żadnego związku z ćwiczeniami uprawianymi dla zdrowia czy umiejętności walki. Jest to sprawa odrębna, leżąca na innej płaszczyźnie. Podobnie jest z grą na organach znajdujących się w kościele. Wirtuozerskie, z uniesieniem wykonanie Mszy Bacha nie oznacza wcale, że muzyk jest osobą wierzącą.

Na drugie odpowiadam:

Pytanie to jest w pewnym stopniu uzasadnione - aż roi się od nauczających Tai Chi lub czegoś, co za Tai Chi uważają. Pozorna łatwość z jaką przychodzi opanowanie podstawowych ruchów formy zachęca niektóre osoby do próbowania swych sił w dorabianiu sobie nauczaniem Tai Chi. Pół biedy, jeśli chodzi tylko o pieniądze, choć dla żadnego instruktora z prawdziwego zdarzenia nie są one najważniejsze. Nie od rzeczy będzie tu sprawdzenie, czy dana sekcja nie działa przypadkiem 'od wczoraj' i czy nie obiecuje się w niej podejrzanie szybkiego awansu na instruktora...

Uspokajające działanie ćwiczeń, oraz wpływ jaki może wywierać instruktor na adeptów, teoretycznie mogą być wykorzystane do celów, z Tai Chi nie mających nic wspólnego. Wystarczy tu jednak nieco krytycznej obserwacji, i to raczej osób dłużej ćwiczących niż instruktora, który może przecież to i owo ukrywać. Dobrze jest również sprawdzić, czy oprócz ćwiczeń dzieje się w danym ośrodku coś jeszcze, jakieś obowiązkowe, zamknięte spotkania, praca bez wynagrodzenia itp. Nader istotne jest sprawdzenie, czy ćwiczącym nie zaleca się jakiejś niskobiałkowej, nieodpowiednio zbilansowanej diety ułatwiającej działania psychomanipulacyjne. Warto się również zastanowić nad atrakcyjnie niską opłatą za uczestnictwo w zajęciach lub jej brakiem.

Sekty wykorzystują wiele różnych sposobów, wśród nich techniki relaksacyjne, by przyciągnąć nowych adeptów. Nie należy jednak kojarzyć Tai Chi z sektami, jak nie należy wiązać z nimi psychologii, choć jej techniki są przez nie wykorzystywane. Należy cały czas pamiętać o tym, że Tai Chi jest narzędziem, a nie celem. Jest ono środkiem, za pomocą którego ćwiczący dąży do harmonii ducha (nie mylić z duszą), umysłu i ciała.

'Sektę da się zdefiniować jako wspólnotę religijną lub parareligijną odznaczającą się tym, że jej członkowie uważają przywódcę sekty za bezwzględny autorytet, zarówno epistemiczny jak i deontyczny, a jego wypowiedzi są uważane za objawienie boskie, zaś rozkazy za bezwzględnie obowiązujące w sumieniu'. (Józef Bocheński). Ta definicja nie pasuje do jakiegokolwiek poważnego ośrodka Tai Chi.

Wśród zaczynających ćwiczyć Tai Chi bywają osoby 'poszukujące prawdy'. Należy rozróżnić poszukiwanie prawdy o życiu doczesnym, w którym zasada Yin-Yang, rozumiana jako naturalna zmienność kolei losu, jest najprawdopodobniej sprawna, od szukania prawdy w sensie ostatecznym, eschatologicznym. W tym drugim przypadku jest to, często nie w pełni świadome, szukanie jakiejś 'prawdy' w pewien sposób wygodnej dla danej osoby. Jeśli jest to ktoś znajdujący się akurat w fazie młodzieńczego buntu i poszukiwania autorytetu, odpowiedzialność prowadzącego zajęcia może być ogromna.

Na trzecie odpowiadam:

Pytanie to, zdaniem autora, jest równie zasadne, co zastanawianie się nad tym, czy chrześcijanin może używać młotka, lub korzystać z twierdzenia Pitagorasa. Pitagorejczycy czcili przecież liczby, uważając je za święte. Mimo to stosujemy zasady przez nich sformułowane rozumiejąc, iż są to pewne narzędzia, których skuteczność nie jest w jakikolwiek sposób uzależniona od przekonań religijnych ich odkrywców. Arystoteles zaś, do którego myśli cała europejska filozofia jest w gruncie rzeczy tylko dopiskiem, był przecież poganinem! Nie przeszkadza nam to jednak w studiowaniu jego prac.

Podobnie jest z młotkiem, który sam w sobie, tak jak matematyka czy filozofia, nie jest ani dobry, ani zły. Dobry albo zły może być tylko cel, dla którego osiągnięcia ów młotek ma być użyty. Z tym, jak wiadomo, bywa różnie... Zło towarzyszy nam przez całe życie, ale to od nas przecież zależy czy mu ulegniemy. Zastanówmy się zatem, czy i jakie aspekty treningu Tai Chi Chuan mogą wywierać na ćwiczących wpływ popychający ich do zła.

Istnieje niebezpieczeństwo polegające na tym, że osiągnięciu pewnej doskonałości w dziedzinach przyrodzonych i doczesnych może towarzyszyć płytkość i krótkowzroczność w dziedzinie nadprzyrodzonej i wiecznej. Może tu, przez poczucie jakiegoś zadowolenia z siebie, pojawić się swoiste zamknięcie się na to, co daje chrześcijaństwo. Może się tak stać wtedy, gdy ćwiczący nie rozróżnia płaszczyzny doczesnej i wiecznej. Podobny błąd popełniają pisarze, aktorzy i piosenkarze wypowiadający się oficjalnie na tematy etyczne, gospodarcze czy polityczne. Są oni ekspertami w dziedzinie ładnego pisania lub śpiewu i tylko w tych dziedzinach mogą wypowiadać się autorytatywnie. Osiągnięcie jakiegoś poziomu w sztukach walki nie niweluje mojej małości jako człowieka. Zasada Yin-Yang nic nie pomoże osobie stojącej wobec konieczności jakiegoś trudnego etycznie wyboru. Doskonałość w jednej dziedzinie nie pociąga za sobą sprawności w innej. Jeśli o tym się pamięta, wspomniane niebezpieczeństwo jest zażegnane.

Są osoby które niepokoi 'otwarcie się' na ewentualny negatywny wpływ energii na psychikę ćwiczącego. Otóż, albo Chi nie istnieje i jest tylko złudzeniem - wówczas nie warto się nią przejmować, albo istnieje. Jeśli jakiś rodzaj energii wewnętrznej istnieje, to jest to zjawisko naturalne, dla wierzących naturalne i dobre, bo stworzone przez Boga. Dla każdej osoby wierzącej oczywistym być powinno, iż akt stworzenia z definicji leży wyłącznie w gestii Boga. Bełkotanie o operowaniu przez kogoś jakimiś specjalnymi 'boskimi energiami', pozostawmy bełkocącym... Dodać jeszcze można, iż próby utożsamiania Chi, bioplazmy, czy energii wewnętrznej z duszą ludzką, są obarczone tym samym błędem co do istoty duszy, o którym była mowa w odpowiedzi na pytanie pierwsze.

Inni znów mogą się obawiać, iż ćwiczący 'ucieknie' z codziennego życia w praktyki medytacyjne, odchodząc w ten sposób od Boga. Jest to możliwe wtedy, gdy ktoś myli modlitwę z medytacją, a właściwie nie rozróżnia medytacji religijnej od tej, jaka jest stosowana w Chi Kung. Celem medytacji religijnej jest, jak się autorowi wydaje, zbliżenie duszy człowieka do Boga, a nie wyciszenie, czy doskonalenie swego zdrowia. Celem medytacji stosowanej w Nei Dan Chi Kung jest praktyczne opanowanie umiejętności pracy z energią wewnętrzną, a więc jest to cel 'z tego świata'. Działania zmierzające do poprawy i utrwalenia zdrowia też nie mogą być zdrożne, wręcz przeciwnie - nie robiąc dla siebie nic i tylko tyjąc, można zgrzeszyć, przez zaniedbanie przeciw piątemu przykazaniu...

Jeszcze inni obawiają się wzrostu agresji u uprawiających Tai Chi Chuan jako sztukę walki. Tai Chi ze swej natury jest defensywne. Głównym założeniem taktyki tej sztuki walki jest reakcja na poczynania przeciwnika i wykorzystywanie jego siły. Nie ma tu mowy o agresji, wymaganej niekiedy od uprawiającego tzw. sporty walki, gdzie w zasadzie tylko atakując można liczyć na zwycięstwo i medal, a za postawę defensywną otrzymuje się karne punkty. Co prawda, zastosowania poszczególnych ruchów formy Tai Chi Chuan mogą być bardzo bolesne i niebezpieczne dla przeciwnika, pamiętać jednak trzeba o tym, że człowiek ów nie bierze udziału w sportowych zmaganiach, lecz jest napastnikiem. Poza tym, zanim przyjdzie czas na poznanie i ćwiczenie zastosowań, mija co najmniej kilka lat treningów znakomicie zwiększających samokontrolę adeptów. Nie ma tu miejsca dla jakiegoś 'wyżywania się' na innych.

Są osoby, których nieco wypaczone przekonania, sprowadzają je do roli potencjalnych 'ofiar z wyboru' negujących sens jakiejkolwiek obrony ('gdy ktoś uderzy cię w jeden policzek, nadstaw mu i drugi'). Autor szanuje cudze przekonania, lecz nie może się tu zgodzić z dosłowną, i chyba pozbawioną głębszego namysłu, interpretacją Pisma Świętego, ukrytą w takim rozumowaniu. Co do samego uprawiania sztuk walki - Kościół dopuszcza zarówno wojnę obronną narodu, jak i samoobronę pojedynczej osoby.

Aby rzecz podsumować, autor pozwala sobie odwrócić ostatnie pytanie, które nie powinno brzmieć: czy chrześcijanin może, ale raczej czy nie powinien uprawiać Tai Chi lub jakiejś innej formy rekreacji fizycznej? Z chrześcijańskiego punktu widzenia ciało jest świątynią Boga i, jako o taką, należy o nią dbać...

Artykuł zamieszczono za zgodą i dzięki uprzejmości autora. Informacje o zajęciach i ośrodku prowadzonym przez autora publikacji można znaleźć na stronie źródłowej.

Źródło: http://www.tai-chi.pl