Cała historia miała miejsce w październiku lub listopadzie 2009 roku. Wszystko zaczęło się od feralnego sobotniego obiadu w pewnym barze. Jadaliśmy tam co tydzień po sobotnich zajęciach Tai Chi w Gliwicach. Było to dla nas wygodne, posiłki smaczne i niedrogie, nie trzeba było się martwić o sobotni obiad. Przywoziliśmy dania także dla mamy Basi, a czasem także dla moich rodziców.
Do końca tego pechowego dnia wszystko było w porządku, dramat rozpoczął się w nocy, a właściwie nad ranem w niedzielę. Potworne wzdęcia, nudności, biegunka, zbieranie na wymioty - wszystko w jednym doprowadziło mnie niemal do utraty przytomności. Na szczęście po udanym wypróżnieniu i dawce leków mogłem przeżyć niedzielę w miarę spokojnie, chociaż do normy było daleko.
Znacznie gorzej było z moją teściową, Ona zjadła najwięcej tego składnika dania, który był przyczyną zatrucia. Basia czuła się dobrze, ponieważ niemal nie tknęła surówki.
Poniedziałek zapowiadał się w miarę normalnie, po południu jednak gwałtownie pogorszył się stan mojego zdrowia i samopoczucia. Postanowiłem, że jednak pojadę na trening, ale nie będę go prowadził. Basia miała w zastępstwie przeprowadzić całe zajęcia. Faktycznie nie byłem w stanie robić czegokolwiek. Najmniejszy ruch powodował, że obok ogromnego bólu zbierało mnie na gwałtowne wypróżnienie i wymioty. Na szczęście nie doszło do katastrofy na sali :-)
Przez półtorej godziny stałem lub siedziałem, a Ci którzy byli obok mnie widząc w jakim jestem stanie sugerowali natychmiastowy powrót do domu. Postanowiłem jednak jakoś przetrwać nie podejmując żadnej aktywności. Skończył się pierwszy trening, a ja z niecierpliwością czekałem na koniec drugiego...
Na drugie zajęcia przyjechała Monika, która od niecałego roku uczyła się tradycyjnej medycyny chińskiej, w tym akupunktury. Basia powiedziała żebym dał się zdiagnozować, może Monika będzie w stanie mi pomóc. Byłem na tyle zdesperowany, że zdecydowałem się bez wahania.
Nigdy wcześniej nie poddawałem się akupunkturze, ponieważ nie miałem takiej potrzeby. Wiedziałem, że może zrobić wiele dobrego, ale stosunek miałem do niej dość obojętny. Może dlatego, że nigdy nie widziałem spektakularnych efektów jej działania. Pomimo studiowania Tai Chi przez wiele lat jakoś nie mieściło mi się w głowie, że akupunktura może pomóc w tym przypadku. Zdecydowałem się tylko dlatego, że nie miałem nic do stracenia, chciałem po prostu pozbyć się dolegliwości i cierpienia.
Po zbadaniu pulsu i języka oraz krótkim wywiadzie Monika nakłuła mnie chyba sześcioma igłami. O dziwo, jeszcze wkłuciem ostatniej igły poczułem dużą ulgę w okolicy żołądka i jelit. Maksymalnie 5, co najwyżej 8 minut trwał cały zabieg. Leżałem na ławeczce w szatni i czułem, że najogólniej mówiąc sytuacja w moim przewodzie pokarmowym normuje się. Po tym czasie Monika zauważyła, że puls się zmienił i wyciągnęła igły.
Zabieg nie był dla mnie jakoś szczególnie bolesny czy nieprzyjemny. Dwie, może trzy igły poczułem w momencie wkłuwania, o pozostałych nie miałem pojęcia, że w ogóle są wbite. Zanim wstałem wydawało mi się, że jednak niewiele mi to pomogło. Kiedy jednak zrobiłem kilka kroków i ruchów z formy stwierdziłem, że stało się coś niezwykłego. Okazało się, że moje możliwości poruszania się zostały przywrócone w 80-90 % ! Nie czułem już bólu, znikło uczucie wzdęcia, odzyskałem dobre samopoczucie.
Byłem totalnie zaskoczony, że niemal wszystkie dolegliwości ustąpiły w ciągu zaledwie kilku minut. Basia nie skończyła jeszcze rozgrzewki na drugich zajęciach i była zdumiona, gdy wtargnąłem na salę i stwierdziłem, że poprowadzę dalszą część treningu. Pytała się, czy jestem pewien, że chcę to robić, doskonale bowiem znała mój stan sprzed kilkunastu minut. inne osoby, które widziały mnie na wcześniejszych zajęciach też były zaskoczone nagłym ozdrowieniem. Niektórzy być może zaczęli podejrzewać wcześniejszą symulację...
Cały drugi trening poprowadziłem do końca tak jak zwykle. Trzeba także wziąć pod uwagę fakt, że były to zajęcia bardzo mocno angażujące okolice podbrzusza (nauka Xin Jia Yi Lu), a więc te okolice, które najbardziej ucierpiały w wyniku zatrucia pokarmowego.
Po tym incydencie nabrałem ogromnego szacunku do akupunktury i jej możliwości. Teraz, gdy widzę jak reagują pacjenci, którym pomaga Basia, dopiero uświadamiam sobie jak potężnym narzędziem jest akupunktura. Oczywiście jestem świadom, że moje spektakularne wyzdrowienie zawdzięczam w dużej mierze 'drożności' moich meridianów. Nie można nie brać pod uwagę faktu 20 lat praktyki Tai Chi.
Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy, którzy mieli kontakt z akupunkturą mogą mieć tak pozytywne wspomnienia. To nie tylko doświadczenie i osoba terapeuty ma tutaj znaczenie . Tak jak w każdej innej dziedzinie są różne szkoły. Jedne kładą nacisk na dogłębną diagnostykę i dobranie odpowiednich punktów, inne posługują się w leczeniu utartymi schematami. Z etycznego punktu widzenia leczenie oparte o rzetelną diagnostykę jest zdecydowanie bardziej w porządku wobec pacjenta.
Zaczynam powoli dostrzegać ogromny potencjał jaki drzemie w powiązaniu tradycyjnej medycyny chińskiej z treningiem Tai Chi. Chociaż ledwie dotykam tego obszernego i trudnego zagadnienia (przy okazji studiów małżonki) widzę w tym duże możliwości. Mam nadzieję, że za jakiś czas będziemy mogli kompleksowo i na różnych płaszczyznach pomóc wielu osobom. P.S. Na tak rewelacyjne efekty akupunktury jak opisane wyżej mogło mieć wpływ wiele czynników, ale nie oznacza to, że sytuacje takie są odosobnione. Akupunktura nie zawsze działa tak szybko i skutecznie. W wielu przypadkach, zwłaszcza przy przewlekłych schorzeniach i dolegliwościach, proces leczenia może wymagać wielu zabiegów i trwać znacznie dłużej.
Artykuł ukazał się w 37 numerze Biuletynu Dao e-zin
Adam Wypart
Instruktor Tai Chi Chuan z ponad 30-letnim doświadczeniem, autor wielu artykułów, kursów i wideo lekcji Tai Chi i Chi Kung